Ludzie nie dlatego
przestają się bawić,
że się starzeją,
lecz starzeją się,
bo się przestają bawić.
Mark Twain
Strona główna

My first trip to "the West"

Małgorzata Poleczek vel Polaczek

In June 1981 I took part in a trip to Hungary which was organized by NOT (Polish Federation of Engineering Associations) and included 2-days' long visit to Vienna. Having all the passport formalities covered by NOT, we were only supposed to pay 15 dollars for lunch and entrance tickets. Dollar exchange rate of that time made that lunch the most expensive meal in my whole life. The trip was organized in such a way that, being still accommodated in Hungary - firstly in Budapest and then by the Austrian border, we had to cross that border twice a day; we would leave the country in the morning and come back for dinner. I've been to Budapest twice before that trip and there was nothing new to see, basically. Only the guide, seeing some of us wearing "NSZZ Solidarność" (Independent Self-governing Trade Union "Solidarity") badges, started showing us bullet marks that Soviet tanks have left on the building walls in 1956. I waited impatiently to see Austria, the country from outside the Iron Curtain, and the marvellous city of Vienna. Equipped in a set of products to sell, i.e. one bottle of Russian "Champagne" and a pocket of Marlboro cigarettes for each time we crossed the border, we found ourselves in the proper, good organized and wealthy country. The splendour of the shop-windows outshone the beauty of the city, its monuments and architecture. Each of us quickly spent the earned shillings. Our return to Poland was extremely hot; I can remember those almost 30-centemetr-long bars of chocolate that started to melt in the heat of the bus. People tried to make them cooler in any possible way just to get them home. After crossing the Polish border in Chyżne, we reached Zabornia, the place where the road crosses with so called "Zakopianka" (the road linking Zakopane with Cracow). A restaurant, once called Zabornianka, now Siwy Dym, is located at that crossroad. We stopped there to take a break and have a drink. As we entered the main room, we saw only empty shelves and a counter meticulously decorated with matchboxes. Many of us bursted into tears; a week spent abroad made us forget about the situation in Poland. The only question that came to our minds was "why do they have everything, and we only matches?"

Mój pierwszy wyjazd na "zachód"

W czerwcu 1981r. wyjechałam na wycieczkę organizowaną przez Naczelną Organizację Techniczną (w skrócie NOT) na Węgry z dwudniowym zwiedzaniem Wiednia. Formalności paszportowe załatwiał NOT, musieliśmy tylko wpłacić po 15 dolarów na obiad i wstępy w Wiedniu. Biorąc pod uwagę ówczesny kurs dolara było to najdroższy obiad w moim życiu. Polan wycieczki był tak pomyślany, że zakwaterowanie mieliśmy cały czas na terenie Węgier, najpierw w Budapeszcie, a potem nad granicą z Austrią i przez dwa dni przekraczaliśmy tę granicę rano i wracaliśmy na kolację i nocleg na Węgrzech. W Budapeszcie byłam już wcześniej dwa razy i właściwie nic nowego nie było do zwiedzania, jedynie przewodnik widząc u niektórych z nas plakietki z napisem "NSZZ Solidarność" zaczął pokazywać na budynkach ślady po kulach zadanych p[rzez radzieckie czołgi w czasie interwencji i walk w 1956r. Z niecierpliwością czekałam na kraj z za żelaznej kurtyny, czyli Austrię i wspaniały Wiedeń. Zaopatrzeni w porcję artykułów na sprzedaż t.j. za każdym przekroczeniem granicy 1 flaszka rosyjskiego "Szampana" i paczka papierosów Malboro, znaleźliśmy się w czyściutkim, dobrze zorganizowanym i zasobnym kraju. Przepych wystaw sklepowych przyćmiewał nam piękno zabytków i architektury Wiednia. Każdy coś tam za te wyhandlowane szylingi kupił. Wracaliśmy w strasznym upale do kraju i mam w pamięci czekolady, chyba 30 centymetrowe, które zaczęły się w upale autokaru topić. Pasażerowie robili przeciągi, wachlowali je, byle jakoś dowieźć towar do domu. Po przekroczeniu granicy Polski w Chyżnem, dojechaliśmy do skrzyżowania drogi z Chyżnego z tzw. Zakopianką, w miejscu znanym kierowcą pod nazwą Zabornia. Na skrzyżowaniu tym do dziś jest restauracja, wtedy zwana Zabornianka, obecnie Siwy Dym. Zatrzymaliśmy się żeby rozprostować nogi, cos wypić. Wchodzimy do dużej Sali tej restauracji i widzimy na półkach i ladzie nie ma nic, tylko misterna dekoracja z pudełek zapałek. Wtedy wielu z nas rozpłakało się, przez tydzień pobytu za granicą zapomnieliśmy o sytuacji w Polsce. Zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego w tym małym, czyściutkim kraju jest wszystko, a u nas tylko zapałki?

Powrót do strony głównej projektu
Powrót do Tekstów i prezentacji

Engine by Piotr Skowronek